Nowojorski Festiwal Filmowy
Organizowany przez Film Society of Lincoln Center Nowojorski Festiwal Filmowy stanowi już swego rodzaju instytucję w mieście, którego mieszkańcy wciąż jeszcze skłonni są kochać kino bez względu na ceny biletów i jakość tego, co się ogląda. Kino - to ulubiona strawa duchowa i ulubiona rozrywka nowojorczyków. Festiwal jest właściwie odmianą naszych niegdysiejszych Konfrontacji - na większą wszakże skalę, z większym rozmachem i inwencją, no i z udziałem sławnych nazwisk reżyserskich i aktorskich. Sławy nie tylko pozwalają się podziwiać, ale i udzielają odpowiedzi na pytania widowni, nawiązując z nią intelektualny kontakt. Impreza ma więc charakter poważny i prestiżowy. Prezentuje filmy nagrodzone na wielkich europejskich festiwalach, atrakcyjne debiuty i zasłużonych klasyków, modne zjawiska i postacie, kinematografie mało znane, ale świetnie się zapowiadające. Jest swoistą sondą, która niezależnie od dyskusyjnej niekiedy trafności wyborów komisji selekcyjnej kierowanej przez dyrektora artystycznego i programowego Film Society, Richarda Penę, umożliwia orientację w skomplikowany m świecie dzisiejszego kina.W ramach obowiązujących w Ameryce multikulturalnych trendów, Festiwal chętnie stawia na egzotykę. Kinematografie azjatyckie np. mają tu od lat swoją wierną publiczność. W programie tegorocznego festiwalu znalazły się aż dwa filmy /prawdziwa miara sukcesu!/ najmodniejszego ostatnio “piewcy samotności w wielkim mieście” Wonga Kar-Wai z Hongkongu: wcześniejsze “Fallen Angels” i najnowsze “Happy Together”. Kar-Wai robi filmy efekciarskie i tandetne. Powierzchownie nowoczesne. Z ducha modnej dyskoteki. Dla młodej widowni wychowanej na MTV i kolorowych magazynach. Pokazuje wciąż te same obrazki z nocnego życia wielkich metropolii, te same w istocie miejsca i sytuacje, tych samych komiksowych bohaterów. Zasadą jego filmów jest swoista powtarzalność tworząca układy i rytmy właściwe choćby muzyce techno. Wizualność została podporządkowana muzyce i stąd zapewne rosnąca popularność Wonga Kar-Wai, ponieważ jako ekspresja nowych generacji i podrasowana narkotycznie muzyka pop ma dziś wyższe notowania niż kino. Azjaci zawiedli jednak swych żarliwych wielbicieli. Przeraźliwie nudne, długie i pretensjonalne “Kitchen” innego reprezentanta Hongkongu, Yima Ho, krążyło uparcie i bez sensu wokół problemów śmierci, tęsknoty, miłości i transwestytyzmu. Laureat weneckiego Złotego Lwa - “Hana-Bi” Takeshiego Kitano. zdecydowanie rozczarował nowojorską publiczność, mimo swych niewątpliwych walorów formalnych i buddyjskich podtekstów. Z 30 pełnometrażowych filmów festiwalu wyłania się pewien zapis stanu zbiorowej podświadomości. Tematy i wątki specyficzne dla ducha czasu. Np. kwestia rodziny. Relacje między rodzicami a dziećmi przede wszystkim podszyte miłością i nienawiścią, konstruktywne, ale i w znacznym stopniu destruktywne, przytłaczające swym ciężarem całe dorosłe życie. Można by sądzić, że jest to w pewnej mierze problem numer jeden współczesności. W dawnych szczęśliwych czasach sprawa przedstawiała się dość prosto i jed n o zn ac zn ie , dziś, w epoce generalnych przewartościowań i rewizji - odsłania coraz więcej poziomów komplikacji. Bardzo współcześnie, mimo kostiumowej oprawy, potraktowała ten temat Agnieszka Holland w swym najdojrzalszym chyba, najbardziej wyważonym filmie “Plac Waszyngtona”. Zawirowania rodzinne w odmiennych wersjach kulturowych pokazał Ang Lee w swym kolejnym amerykańskim niby to niezależnym, a przecież wybitnie komercjalnym filmie “The Ice Storm” , tudzież Argentyńczyk Adolfo Aristarain w “Martin /Hache/’\ Obydwa dzieła są przydługawe, rozlazłe i noszą wyraźne piętno telewizyjnych oper mydlanych. Nawiasem mówiąc, telewizja ma coraz gorszy wpływ na film, demoralizując przy okazji i widzów. Z dwojga złego wolę Argentyńczyka. Jest mniej konwencjonalny i stereotypowy. Ma w sobie jakąś pasję.
“The Ice Storm” jest natomiast interesujący z uwagi na modę na nostalgię przeszłości, jaka ostatnio zawładnęła Ameryką. Najlepiej “idą” “niewinne” lata 5.0. oraz “grzeszne” 70., które przetrwały w zbiorowej mitologii jako ekscytująca era narkotycznych i seksualnych ekscesów wolnych jeszcze od ponurej grozy AIDS. Otóż, zdaniem znawców zagadnienia, Ang Lee dobrze odmalował obraz ówczesnych obyczajów oraz klimat epoki.